środa, 12 listopada 2014

Warto doceniać życie...

Dziś będzie trochę refleksyjnie, a to za sprawą listu, który niedawno się pojawił na Fochu Moje_zycie_sie_zawalilo__a_ja_juz_nie_chce_byc_silna. List rzeczowy i wstrząsający do głębi. Poczytałam, łzy się w oku zakręciły i pomyślałam sobie, jak nie doceniam na co dzień tego, co mam. Jak skarbem jest posiadanie wokół siebie rodziny, która choć czasem drażni, zawsze wspiera. I przede wszystkim, jakim skarbem jest dla mnie mój mąż. 

Muszę przyznać, że nigdy nie należałam do małych księżniczek, zawsze łaziłam z chłopakami po płotach, a od mamy domagałam się zakładania spodni, a nie spódniczek, które znacznie ograniczały moje aktywności. W podstawówce na przerwach zazwyczaj czytałam książki, a chłopaki czuli do mnie raczej respekt niż miętę- jako że szybko wyrosłam, potrafiłam niejednego pokonać w siłowaniu na rękę. 
Potem przyszło liceum i rozmarzona książkami, zaczęłam marzyć o miłości. Ale cóż zrobić, kiedy dla chłopaków byłam kumpelą, której opowiadali o wszystkim, a nie dziewczyną. Tak więc nie udało mi się spotkać wtedy wielkiej miłości i zaczęłam już w myślach godzić się z tym, że jest mi pisana raczej samotność (czarne koty i te sprawy :)). 
A potem przyszły studia i poznałam chłopaka, który widział we mnie kobietę swoich marzeń. No i udało nam się zbudować coś naprawdę fajnego razem. Razem wyjechaliśmy też za granicę, co było próbą dla naszego związku- ja miałam pracę, mąż spędził pół roku na poszukiwaniach. Ale udało się i cóż, poszliśmy do ołtarza :). 
Nie zawsze było łatwo. Ja z natury jestem introwertykiem, lubię ciszę, spokój i -do pewnego stopnia- samotność. A jednak kiedy się zakochałam, każda minuta bez mojego mężczyzny była minutą straconą. 

Większość naszych znajomych tutaj nie jest po ślubie i często słyszymy pytanie: czy ślub coś zmienił? Mąż odpowiada, że nie, ale moim zdaniem zmienił sporo. Pominę już kwestię, że był on dla nas obojga ważny ze względów religijnych. Ale prawdą jest, że każdy nosi w sobie jakieś wyobrażenie, jak małżeństwo powinno wyglądać. I po ślubie ten wzorzec się uaktywnia, co oczywiście może prowadzić do konfliktów, jeżeli wizje są różne. W moim domu rodzinnym to mama zajmowała się wszystkim na co dzień, tato się czasem z nami pobawił, ale nie było go zbyt dużo w tym codziennym życiu. Dorastając postanowiłam sobie, że mój mąż będzie uczestniczył w życiu rodzinnym tak samo jak ja. Na początku nie było łatwo, jako że zakochałam się w jedynaku, któremu mama nie pozwalała nawet talerza odnieść do kuchni... Ale na szczęście on też nie lubił takiego układu i stopniowo nauczył się wszystkiego (no, poza pieczeniem, do tego się jeszcze nie zabrał). Ile razy musiałam się ugryźć w język, kiedy chciałam go w czymś wyręczyć, to tylko ja wiem. I owszem, zawsze go chwaliłam, nawet jeśli ja zrobiłabym coś szybciej i lepiej. Teraz wiem, ze mogę polegać na moim mężu w każdej sytuacji życiowej i nie ma takiego problemu, z jakim byśmy sobie razem nie byli w stanie poradzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz