środa, 27 stycznia 2016

27., 28. tydzień - maruuda!

Dziś rano miałam oficjalnie ochotę wsadzić dziecko w koszyk z podpisem: oddam w dobre ręce i wystawić przed dom. No bo ile można? Co godzinę darcie się, płacz taki, że sąsiedzi nas już pewnie nienawidzą. Mąż wkurzony się rzuca w łóżku, ja próbuję ją uspokoić... I tak od Świąt. Dwa tygodnie były lepsze jak zaczęła dostawać kaszkę na noc. A teraz od tygodnia znowu to samo. Ja już nie wiem, co jej jest. Jak czytam, że inne dzieci w jej wieku już przesypiają noc, to mi się płakać chce. Ja bym była szczęśliwa, jakby się budziła 3 razy na jedzenie, tak jak kiedyś. A teraz nie dość, że z nią śpię, to jeszcze co godzinę wrzeszczy. Uspokaja się przy piersi, ale nawet nie jedzeniem, tylko tak sobie ciumka. Chyba nie muszę dodawać, jakie mam obolałe cycki przez to. Nie wiem, czuję się zła matką przez to, może ona czegoś potrzebuje, czego jej nie daję czy coś. 

Duży temat ostatnio: żłobek. Wreszcie się zebrałam do tematu i okazało się, że w ostatniej chwili, bo większość żłobków tutaj prowadzi nabór w styczniu, mimo że rok żłobkowy się zaczyna od września. Ten wrzesień nam akurat pasuje, bo będzie miała 14 miesięcy, to powinno w sam raz być. Chociaż na ten moment mam wątpliwości, czy będę ją umiała oddać pod cudzą opiekę. Ale z drugiej strony myślę, że dla takiego malucha kontakt z innymi dziećmi to fajna sprawa. Nel już się bardzo interesuje innymi maluchami, póki co za mało umie, żeby wchodzić w interakcje, ale obserwuje z wielką uwagą. Po namyśle przestałam brać opcje Tagesmutter pod uwagę, bo mimo, że tam grupy są mniejsze, to jednak nikt nie kontroluje, jak opieka na codzień wygląda. Wydaje mi się, że w żłobku będzie w lepszych rękach. W naszej okolicy nie ma zbyt wielu żłobków, ostatecznie złożyłam podania do dwóch. Moim faworytem jest żłobek prowadzony wg metody Montessori, byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby udało nam się tam dostać. Ale konkurencja jest spora, więc zobaczymy, jak to będzie. 

Z postępów na szybko: Nel nauczyła się wygłupiać, umie się też droczyć. Pełznąc i turlając się, potrafi dotrzeć tam, gdzie chce. Podnosi też tyłeczek do raczkowania, ale póki co rączki są za słabe, co ją oczywiście złości. Bardzo ładnie wychodzi jej dzielenie sylab, wychodzą ciągi Bła, ba, ga... Je raczej chętnie, choć nadal często się krzywi na nowe smaki, nawet jeśli to słodkie owoce są.

środa, 13 stycznia 2016

26. tydzień - rozszerzamy dietę ;)

Na pół roku zaczął się mój maluch z brzuszka na plecki przewracać, mamy więc komplet. Na szczęście na przewijaku jeszcze uleży ładnie. Chociaż od kiedy rozszerzamy dietę, zamiast przewijaka jest potrzebniejsza umywalka. Póki co zaliczyliśmy ziemniaka, marchewkę, batata, brokuła, szpinak, a dziś a deser gruszka, bo podobno dobra jest na zatwardzenia, a mój maluszek ma z tym problemy, od kiedy je coś poza mlekiem. Za to jak już zrobi kupę to jest stan alarmowy i zazwyczaj wymaga przebrania. 

Dzisiaj byliśmy na kolejnym kontrolnym badaniu U5. Jak zawsze obsuwa, czekanie, dwa rzędy wózków w przychodni. Ale cieszę się, że się tu zapisaliśmy bo gabinet jest ładny, nowy, wszystko przyjazne dziecku, a lekarze też w porządku. Nel waży 7,4 kg, ma 70 cm długości, rozwój jak najbardziej prawidłowy. Jako że ostatnio zaczęła bać się obcych, byłam przygotowana na jakieś  ryki, ale pani doktor jej się najwyraźniej spodobała, była grzeczna i zainteresowana i usilnie próbowała obgryźć jej rękę. Lekarka próbowała mnie namówić do podawania fluoru, ale jakoś nie mogę się przekonać. 

Śpi nadal ze mną, ale na weekend chcę zrobić eksperyment i przenieść ją do jej pokoju na noc. Może właśnie spokojniej pośpi jak nikt jej się nie będzie kręcił po pokoju w nocy? Na ostatniej gimnastyce pleców położna podkreślała, że często to rodzice nie są gotowi, a nie dziecko. Może i tak? Warto spróbować, bo chociaż generalnie super się do niej w nocy poprzytulać, to nie cierpię spać na boku, no i śpię czujniej przy niej, więc do wysypiania się mi daleko.

wtorek, 5 stycznia 2016

23.- 25. tydzień - to już pół roku!

Chwilę nie pisałam, bo były przygotowania do Świąt, Święta, Sylwester i mąż w domu przez dwa tygodnie, więc chcieliśmy spędzać jak najwięcej czasu we trójkę. No i w międzyczasie, zupełnie niespodziewanie, moje maleństwo stało się PÓŁROCZNIAKIEM. Szok! Dopiero co urodziłam, a tu już 7,4 kg żywego malucha, który non stop guga, turla się, śmieje się, poznaje rodziców i jest ciekawy wszystkiego dookoła. Dobra, czasami jeszcze śpi, ale generalnie szkoda jej czasu na to. W ostatnim tygodniu przyśpieszyła z postępami, choć przewracać nauczyła się już wcześniej to zazwyczaj robiła to 2-3 razy dziennie, przez resztę czasu satysfakcjonowało ją leżenie na plecach i manewrowanie zabawkami przed buzią. Teraz już ciągle się przekręca i wreszcie potrafi naprawdę długo na brzuchu się zająć bez płakania. Alleluja!

Z okazji Świąt Nel dostała swoją pierwszą marchewkę. Kupiliśmy krzesełko z IKEA i zestaw śliniaków. Miało być BLW, ale okazało się, że mój dzieć należy do tych nielicznych, które nie pakują wszystkiego jak leci do buzi. Tak więc marchewka została rozsmarowana po blacie, śliniaku i rajstopkach, a w buzi znalazła się tylko dzięki pomocy łyżeczki. Wiem, zgodnie z zasadami BLW powinnam odczekać, aż będzie gotowa, ale wydaje mi się, że już czas, żeby się z warzywami oswajała, szczególnie że te pierwsze próby trwają jednak długo - jedno warzywo przez trzy dni, to daje nam ledwo 10 warzyw na miesiąc! A niestety już nieraz czytałam w grupie BLW wypowiedzi zaniepokojonych mam, których kilkunastomiesięczne dzieci nie chcą nic poza mlekiem mamy jeść. Wydaje mi się, że to też może być skutkiem późnego rozszerzania diety (wg niektórych badań do 6,5 miesiąca powinno się zacząć, aby tego uniknąć). Tak więc na dzień dzisiejszy zaliczyliśmy już brokuła, marchewkę, ziemniaka i jabłko (prawdziwie bio od dziadków z sadu). Nel zawsze dostaje parę słupków danej rzeczy na blat i jak tylko zacznie wkładać  do buzi, odejdziemy od papek. Nie zdecydowałam się na słoiczki, bo cóż, dla mnie to jest jednak żywność wysokoprzetworzona, świeże warzywa, nawet nie bio, zawierają z pewnością więcej substancji odżywczych. Będziemy same gotować!

Jaka jest ta moja córa półroczna? W rozwoju postawiła póki co na zdolności komunikacyjne: umie już ga, da, aba, bu, ma, ne (nie), i co ciekawe konkretne dźwięki powtarza w tych samych sytuacjach, np. mmmmbu jak się żali, da jak chce zagadać itd. Uwielbia też jak się bawimy w Indian, czyli ona wydaje jednostajny dźwięk a ja daje jej palca i wychodzi łałałałała :). Śmieje się bardzo dużo, nawet jak w łóżeczku płacze to wystarczy podejść i już się cieszy. Jest bardzo skupiona i uważna, na bujaczku czy macie potrafi długo obracać jedną zabawkę, przekładać z rączki do rączki i analizować. Na spacerach nie potrzebuje zabawek, obserwacja otoczenia wystarcza, szczególnie że od Świąt już jeździ w spacerówce. Podobnie jest z jazdą samochodem.

Niestety im lepiej rozumie swoją odrębność tym większy przytulak się z niej robi. Od 3 tygodni sypia z nami bo inaczej rzuca się i płacze przez sen. Uwielbia się przytulać, dużo ją całujemy, najchętniej zasypia, gdy ją głaszczę po buzi. Ulubione zabawki to teraz miękkie klocki, które dostała pod choinkę, i książeczki. Własne stopy oczywiście też. No i metki od wszystkiego! Zębów póki co brak. Włoski jej się coraz bardziej kręcą, a czupryną mogłaby niejednego roczniaka zawstydzić. 

A najważniejsze co mogę o niej napisać to że jest słodka i kochana, i spędzanie z nią czasu sprawia mi niesamowicie dużo radości. Jest też córeczką tatusia - od początku robiłam wszystko, żeby jak najwięcej czasu spędzali razem, zaganiałam męża do przewijania czy usypiania i nie było, że ja coś robię lepiej czy szybciej. Nieraz ugryzłam się w język, żeby go nie poprawiać czy pouczać, ale wychodziłam z założenia, że nie ma jednej najlepszej metody na wszystko, a różnorodność jest też korzystna dla rozwoju dziecka. I teraz to procentuje - oboje się uwielbiają, a ja mogę zostawić Nel z tatusiem i spokojnie skoczyć na zakupy.