poniedziałek, 12 września 2016

Jak oduczyć dziecko spania przy cycu

Powyższą frazę wpisywałam wielokrotnie w wyszukiwarce, szukając pomocy. Przywiązanie Nel do cyca było silne, ale źle zaczęło być, kiedy w 11. miesiącu odrzuciła zupełnie smoczek i postanowiła go właśnie cycem zastąpić. A więc drzemka=cyc, nocna pobudka=cyc. I to nie 5 minut karmienia i zasypianie, nie! Od kiedy zaczęły wychodzić ząbki i powodowało to dyskomfort, chciała spać, miętoląc cyca w buzi. Godzinę, dwie... każda próba uwolnienia równała się pobudce i histerii. Nie muszę chyba pisać, jak źle to na mnie wpływało. Nel budziła się co 2 h, rekordowo potrafiła nawet co 40 minut i nikt poza mną (i cycem) nie był w stanie jej uspokoić. W czasie naszego urlopu zaczęłam intensywnie szukać rozwiązania tego problemu, ale okazało się, że to nie takie proste. 

Etap pierwszy - grupy wsparcia dla mam kp nie okazały żadnego wsparcia - jedyna odpowiedź, jaką dostałam, to że dziecko jest w trudnej fazie rozwoju i trzeba przecierpieć. Oczywiście rodzina wiedziała swoje i nawet mąż pod wpływem takich mundrych rad spróbował kiedyś metodą Febera zostawić dziecko na drzemkę, żeby się wypłakało. Na szczęście dosyć szybko się poddał, a po tym eksperymencie doszła nam jeszcze niechęć Nel do łóżeczka. 

Etap drugi - znalazłam fajną książkę Elizabeth Pantley - The No Cry Sleep Solution. zaproponowane przez nią delikatne sposoby dużo bardziej do mnie przemawiały, ale wymagały konsekwencji i cierpliwości. Ustaliłam dla nas rytuał zasypiania, uspokajające zwroty, wybrałam przytulankę do spania i przy każdym karmieniu wyciągałam cyca Nel, jak zaczynała przysypiać, czasem po 10-15 razy. Nie wszystko jednak działało zgodnie z planem - do przytulanki nie dała się za nic przekonać, do dziś zresztą ich nie lubi przy zasypianiu. Zabieranie jej cyca nauczyło ją mocniej go trzymać. Miałyśmy małe postępy, ale potem przypałętała się trzydniówka i nauka poszła w las. Potem byliśmy w rozjazdach, a gdy wreszcie wróciliśmy do domu powiedziałam basta.

Etap trzeci - postanowiłam rozdzielić zasypianie od jedzenia i tym samym nauczyć Nel samodzielnie zasypiać. Tutaj pomogło nam to, ze przez tydzień miałam męża w domu do dyspozycji. A więc plan był taki, aby najpierw nauczyła się zasypiać sama w dzień, kiedy ogólnie jest łatwiej ją uśpić, a potem przeniosła tą wiedzę na noc.

Przez tydzień na dzienną drzemkę usypiał mąż, nosił, śpiewał i tak do skutku. Czasem trwało godzinę, ale w końcu padała i - co ważne- obyło się bez płaczu. Po tygodniu zostałyśmy w dzień same i nie powiem, miałam tremę, jak nam to pójdzie. Ostatecznie postanowiłam nie zmieniać jednego złego nawyku w drugi i spróbować od razu nauczyć ją zasypiać w łóżeczku. Kiedy przychodził czas drzemki, przytulałam ją, pokazywałam naklejki nad łóżeczkiem (strzał w dziesiątkę!), opowiadałam o nich, potem wkładałam ją do łóżeczka, ona się wspinała i próbowała je zerwać... Czasem popłakiwała, więc brałam z powrotem na ręce, ale po uspokojeniu odkładałam. Puszczałam też jej piosenki ze szczeniaczka uczniaczka. No i udało się - zaczęła tak zasypiać.

Kolejnym krokiem było odstawienie od karmienia piersią w nocy. Zostawiłam karmienie przed snem, a w pozostałych chwilach płaczu proponowałam wodę albo mleko w butelce. Tu już nie było tak różowo i pierwsze dwie noce to był głównie histeryczny płacz. Żeby odwrócić jej uwagę, czytałam książeczki, spacerowałyśmy po mieszkaniu... czasem 2 h w środku nocy.  Ale trzeci dzień już troszkę odpuściła. Na czwarty przespała ciągiem 6 h - nowy rekord. A potem były kolejne 4 dni histerii. Byłam na skraju załamania, bo niewiele sypiam od jej urodzenia i to już było za dużo. Ale potem przeszło, a co najlepsze, i na noc zaczęła zasypiać sama w łóżeczku. Co prawda muszę siedzieć obok i czasem godzinę podziwiać jej wygłupy, ale dla mnie to super - bez noszenia na rękach, bez cudowania. Wreszcie nam się udało i widzę, że Nel też dłuższe spanie służy.

Możliwe że jakbym ją zostawiła do wypłakania, to poddałaby się szybciej, ale jakim kosztem? Moim zdaniem warto pomóc dziecku przestawić się na nowy tryb powoli w jego rytmie. Nam się udało!

wtorek, 6 września 2016

14 miesiecy!

Zaniedbałam opisywanie rozwoju Małej, chyba przez ten nasz kryzys ze spaniem, który wysysał ze mnie wszelką energię. Ale poprawiam się - dziś Nel kończy 14 miesięcy. Jaka jest? Wesoła. Komunikatywna. Chodzi i próbuje biegać, na szczęście nadal chętnie za rękę. Coraz częściej próbuje jeść sztućcami i, dzięki niezwykłej na takiego malucha cierpliwości, potrafi już nieraz na widelca coś nabić. Chętnie je z nami i obiad jemy zawsze razem, ona dostaje to co my, albo, jak jest to jeszcze nieodpowiednie dla niej, jakiś zdrowszy zamiennik. Kocha makaron spaghetti :). Na kolację nadal dominuje kaszka, ale też czasem kanapki czy coś "doroślejszego". 

Z racji problemów ze spaniem odstawiłam ją od karmienia nocnego piersią. Był to ciężki bój, który opisze w osobnym poście. Nie stał się niestety cud i nie zaczęła magicznie przesypiać nocy, ale trochę spokojniej spała, tyle że zaczęły wychodzić czwórki i całe postępy trafił szlag. 

Mówi pięknie mama i na mamę i na tatę :). Za to przestała powtarzać inne sylaby póki co. Na placu zabaw huśta się na "dorosłych" huśtawkach, a najbardziej lubi bujanego konika. Zbiera namiętnie żołędzie i próbuje je zjeść. Straszny z niej przytulaczek, daje buziaki, robi moja moja wszystkim misiom i lalom, nawet moje waciki kosmetyczne się załapały na tę czułość. Jak ma gorsze dni, to najchętniej się mnie trzyma jedną ręką, a drugą się bawi. 

Uwielbia książeczki! Nasza księga dźwięków jest w 3 częściach i codziennie przerabiamy ją do znudzenia. Ma też takie książeczki z wieloma małymi elementami na obrazkach (po niemiecku wimmelbuch) i tam potrafi pokazać pieska, kotka, auto. W ogóle cokolwiek ją zapytać, gdzie co jest, to wszystko wie i pokaże. Np. oczy u wszystkich misiów, gdzie zmieniamy pieluszkę, gdzie jest wózek, lampa, buty. Buty to kolejna wielka miłość. 

Niedawno kupiliśmy siodełko na rower i wreszcie możemy rodzinnie jeździć na wycieczki. Coś wspaniałego! Nel jest zachwycona tempem, czasem przysypia, ale generalnie nawet na kask się godzi. I przypadkiem kupiliśmy od znajomych taki rowerek biegowy, myślałam, że jest jeszcze dużo za mała na takie rzeczy, ale pierwsze 3 dni prawie z niego nie schodziła, a ja byłam w szoku, jak ładnie nauczyła się skręcać, a nawet jeździć do tyłu.