środa, 18 września 2013

Paradoks jednego dziecka

Ostatnio odwiedziłam moją serdeczną koleżankę- Anię, która szczyci się uroczym trzyletnim synkiem. Po wstępnych zachwytach przyszedł czas na kawę i ciasto i oczywiście małe ploteczki, synek krążył wokół nas jak satelita, a to udając psa, a to ciągając traktor. 

Synek, co ważne, był owocem wpadki, i pojawił się w niezbyt korzystnym dla rodziny czasie; Ania podkreślała jednak, że jest najlepszym, co jej się w życiu przydarzyło, że czuje się spełniona jako matka i że żałuje, że już na studiach nie zmajstrowała sobie takiego, to już by był "odchowany". Zaskoczyło mnie to trochę, bo kto jak kto, ale Ania na studiach nieźle dawała czadu i niejedną imprezę zakończyła nad ranem i w stanie mocno alkoholowym. Z tego, co pamiętam, sprawiało jej to sporo frajdy. Ale cóż, przychodzi dziecko, zmieniają się priorytety. Młody w tym czasie zdążył wylać na dywan soczek z kubka-niekapka (więc to jednak tylko marketing!); Ania zręcznie opanowała sytuację i powróciła z dokładką ciasta.

Szymonek to takie wspaniałe dziecko- podjęła rozmowę. No tak, zapomniałam powiedzieć, 90% moich dzieciatych koleżanek ma synków Szymonków. Taki trend. Pozostałe 10% ma córki Majusie. 
Powinnaś też sobie takiego dzieciaczka sprawić, to samo szczęście- kontynuowała, jednocześnie rysując synkowi traktor. 

No to kiedy drugie? odbiłam piłeczkę, a Ania mało nie zachłysnęła się kawą. Drugie? Zwariowałaś? Ledwo wygrzebaliśmy się z tych pieluch, wreszcie Szymon śpi u siebie w pokoju, i znowu mielibyśmy od początku zaczynać? Pamiętasz w ogóle, że ja w ciąży przytyłam 20 kilo? Sporo czasu mi zajęło, żeby się tego pozbyć.... Fakt, figurę ma świetną. I tak litania powodów, dla których nie mogą się na drugie zdecydować, ciągnęła się jak kolejka do wyprzedaży, by w końcu zgrabnie zawiesić się na najbardziej oczywistym- nie stać nas na drugie dziecko.

Tutaj, muszę przyznać, ponownie się zdziwiłam, bo przed chwilą demonstrowała mi najnowsze zabawki Szymona z urodzin i kosztowało to wszystko ze 400 zł co najmniej, a zawartością jego pokoju to można by spokojnie obdzielić Dom Dziecka. Zmieniłyśmy później temat, ale po spotkaniu zaczęłam się zastanawiać, jak to naprawdę jest: dlaczego z jednej strony ludzie deklarują, że dziecko to dla nich największe szczęście i sens życia, a jednocześnie panicznie reagują na choćby wzmiankę o drugim? Czy tego szczęścia nie byłoby wtedy więcej? Problem nie leży przecież w finansach, bo wszyscy moi znajomi wydają zawrotne sumy na swoich jedynaków, a babcie i dziadkowie dokładają też niemało? Jest to dla mnie paradoksem; może możliwym do zrozumienia tylko dla tych, którzy dziecko już mają. Jak sprawdzę na własnej skórze, to na pewno opiszę wnioski.

poniedziałek, 16 września 2013

Alchemiczny słownik- CELEBRYTA

CELEBRYTA (CELEBRYTKA)- człowiek znany z tego, że jest znany. Znaki szczególne: brak jakichkolwiek śladów czegoś, co pozwoliłoby go zdefiniować w dużo lepiej brzmiące kategorie jak aktor, piosenkarz czy projektant ubrań. Cechy rozpoznawcze: nieodparte parcie na szkło: poród, rozwód, spacer z dzieckiem czy odsysanie tłuszczu- wszystko sprzeda do mediów. 

Uwaga! Kolejnym stadium w rozwoju celebryty jest zazwyczaj UPADŁY CELEBRYTA. Znaki szczególne: drastyczna tusza, prowadzenie po pijaku i wystawianie swoich narządów rozrodczych na widok publiczny (nie zawsze zamierzone). Stąd już prosta droga do CELEBRYTY NAWRÓCONEGO, który chudnie, rzuca palenie i picie i codziennie uprawia seks, o czym do znudzenia będzie opowiadał każdemu tygodnikowi, do jakiego ma dostęp. Często następuje regres do stanu UPADŁEGO, niektórzy zawieszają się w tej pętli na dobre. 

Najwyższy poziom rozwoju to CELEBRYTA UDUCHOWIONY; nadal niczego nie osiągnął w życiu, ale usłyszał o czymś niezwykle ważnym, co zmieniło jego życie i co stanie się od teraz głównym tematem wywiadów. To może być religia, wegetarianizm czy uprawa pomidorów na tarasie, ważne, że celebryta znajduje wreszcie coś, co nadaje jego smutnej egzystencji pozory życia.

niedziela, 15 września 2013

DobroCZYŃca czyli niełatwa sztuka pomagania innym

Ostatnio przeglądałam sobie strony w internecie i trafiłam na ciekawy wywiad z panią, która organizuje pomoc żywnościową do różnych krajów w potrzebie. Barwnie opowiadała o trudach całego przedsięwzięcia, po czym dodała, że ci ludzie okazują jej tak niesamowitą wdzięczność, że motywuje ją to dalszej pracy. Zastanowiło mnie to ostatnie stwierdzenie; to prawda, że fajnie jest pomagać, kiedy dostajemy od razu w zamian wdzięczność i wyrazy uznania. Jednak nie zawsze jest tak różowo.

Mój znajomy, nazwijmy go Franek, opiekuje się swoją schorowaną matką. Choroby związane z wiekiem- normalna sprawa, starsza pani jednak choruje również na Alzheimera.  Wiesz, jak taka choroba na co dzień wygląda? Wyobraź sobie, że twoja matka prosi cię, żebyś ją odwiózł do domu. Mówisz jej, że przecież jesteście w domu, że ona ten domu wspólnie z mężem zbudowała i mieszka w nim od pięćdziesięciu lat. Ona przytakuje, ale w jej oczach widzisz, że ci nie wierzy. Po pięciu minutach pyta, czy pożyczyłbyś jej rower. Pytasz, po co jej rower, skoro porusza się już z ledwością przy pomocy balkonika. Odpowiada, że pojechałaby do domu.... Wychodzisz do kuchni przygotować kolację. wracasz i słyszysz, że mama kłóci się z kimś, że już prawie płacze. Pytasz, co się stało, a ona odpowiada, że mama nie chce jej wziąć ze sobą do domu. Mówisz, że jej matka nie żyje od piętnastu lat, nie wierzy ci. Próbujesz przemówić do jej rozsądku- zobacz, masz już osiemdziesiąt lat, jak stara byłaby twoja mama, gdyby jeszcze żyła?-nie wierzy ci. Straszne? A teraz wyobraź sobie, że te same dialogi przeprowadzasz każdego kolejnego dnia, ba! nieraz co godzinę powtarza te same pytania, bo już tego nie pamięta. 

Franek wynajął opiekunkę i trzyma swoją mamę w domu, mimo że mógłby ją oddać do zakładu opieki nad ludźmi o podobnych problemach. Nie robi tego, bo wie, że w takim domu jego mama dostałaby silne leki na uspokojenie, po których nie byłoby z nią już żadnego kontaktu. Codziennie idzie do pracy, po powrocie opiekuje się matką, często musi do niej wstawać też w nocy, bo ona krzyczy, rozmawia z ludźmi, których tylko ona widzi.... Nie usłyszy za to od niej nawet prostego dziękuję, bo ona nie rozumie już do końca tego, że on jest jej synem ani tego, że jest chora.

Zdarzają się takie sytuacje życiowe, kiedy naprawdę ciężko wytrwać- bo wiesz, że każdego dnia będzie tylko gorzej, i że nikt ci tego nie wynagrodzi. Nie zostaniesz wybrany Człowiekiem Roku ani bohaterem swojego miasta. A jednak tacy ludzie jak Franek są dla mnie prawdziwymi bohaterami, szczególnie w dzisiejszych czasach szybkich rozwiązań i szeroko pojętego korzystania z życia. Bo oni z czystej miłości potrafią pomagać innym ludziom, niekoniecznie swoim bliskim, zupełnie bezinteresownie. I to jest bycie prawdziwie dobrym człowiekiem. Bo łatwo jest pomagać dla pewnej nagrody, a trudno i niewdzięcznie dla samego pomagania. Ale wartość takiej pomocy jest nieporównywalnie wyższa.


czwartek, 12 września 2013

Sztuka prokastynacji

Prokastynacja to takie mądre słowo na określenie lenistwa. Więc miałam coś zrobić, ale odkładałam to ciągle na później i w końcu musiałąm robić wszystko na ostatnią chwilę. Zjawisko znane aż do bólu większości studentów i ludzi tzw. zdolnych ale leniwych. 

Problem leży w tym, że im bardziej coś odkładamy, tym bardziej nam to coś tkwi w podświadomości i nie pozwala w pełni cieszyć się życiem. Mały drobiazg, jak napisanie jakiejś pracy na zaliczenie czy zaległego maila do znajomego wrzyna się jak drzazga pod skórę i ciągle o sobie przypomina, szczególnie wieczorem, kiedy chciałoby się po ciężkim dniu smacznie zasnąć. Właśnie wtedy na ramię wskakuje miały diabełek i zaczyna szeptać" Jeszcze tego nie zrobiłaś? No naprawdę, ileż można z tym zwlekać! Na wyrzucą cię z pracy, przyjaciele o tobie zapomną i zostaniesz NIKIM!". I jak tu zasnąć po czymś takim?

Jako osoba z czarnym pasem w prokastynacji, radzę serdecznie załatwiać wszystko od razu. Bo inaczej, tak jak ja, człowiek kończy z siwymi włosami i bezsennością, zamęczony zamartwianiem się, że coś zawalił. Systematyczność to jest to! Tylko czemu ciągle nie potrafię wprowadzić tego w czyn? Czemu przeglądanie głupich filmików na necie zawsze wygrywa ze zrobieniem czegoś pożytecznego?

obrazek z jednego z gorszych pochłaniaczy czasu, serwisu kwejk.pl