czwartek, 26 listopada 2015

19., 20. tydzień - lama czy mały dinozaur?

No właśnie, oto jest pytanie. Mój dzieć porzucił słodkie, niemowlęce piski na rzecz dużo oryginalniejszych odgłosów. Czasem się wystraszyć można. Jest to jej zdecydowanie ulubiona zabawa - testowanie nowych dźwięków. Ma w repertuarze Darth Vadera, astmatyka, dinozaura, zatwardzenie, śpiewaczkę operową... No i uwielbia się najpierw obślinić a potem pluć i dmuchać. Oj, komunikatywny maluch mi się trafił.
Co poza tym? Pięknie się obraca na boki - jak się kładę do karmienia to ona już sama się przekręca, a czasem nawet sama łapie źródełko, zanim ja do tego dojdę. Łapie się też za stópki i już docierają blisko buzi. Z karmieniem jest różnie - albo 2-3 minuty i już nie chce, albo chce usnąć i ciumka po pół godziny. Niestety wyciągnięcie źródełka często skutkuje pobudką. Mam wrażenie, że czasem jest to bardziej potrzeba bliskości niż głód. 

Cieszę się, że kp tak dobrze u nas działa, jest to ważne dla nas obu. Kiedy widzę, jak ją to odpręża i uspokaja, kiedy jest głodna, ale też zdenerwowana, albo ją coś boli - cieszy mnie, że mogę jej to dać. To są te chwile tylko dla nas. Nie czytam, nie oglądam tv przy karmieniu. Przytulam ją, głaszczę po włoskach i podziwiam, jaka jest śliczna. Coraz więcej osób się dziwi, jak im mówię, że dalej kp. Dostaję też coraz bardziej natrętne pytania, kiedy jakaś marcheweczka, chlebek. Bo kuzynka już od trzeciego miesiąca wszystko pchała i ok. Mi się nie spieszy, na moim mleku ma wszystko co najlepsze. Może pod koniec grudnia zaczniemy z BLW, jak będzie siedzieć, jak nie, to spróbuję może jakieś przeciery. Zobaczymy, Póki co daję jej czasem coś powąchać, podotykać i obserwuję. 

Nel uwielbia towarzystwo. Może się sama bawić, ale lubi, jak przy niej siedzę na macie. Albo zabieram ją na bujaczku do kuchni i sobie tam gotuję czy rozładowuję zmywarkę - to dla niej też niezła atrakcja. 

Te dwa tygodnie były szczególne, bo oboje z mężem obchodziliśmy urodziny. Dużo rozmawialiśmy o tym, jak zmieniło się nasze życie w przeciągu roku. Przeprowadzka, obrona doktoratu, narodziny Neli - działo się wiele. Jestem szczęśliwa tu gdzie jestem. Kiedy patrzę na to, ile przeżyliśmy, co przeszliśmy, to wiem, że wybraliśmy dobrą drogę. Mogłam się wcześniej zdecydować na dziecko, ale wtedy nie byłabym tą osobą, którą jestem. Warto było poczekać, aby dziecko zjawiło się wtedy, kiedy jestem na to gotowa. Dzięki temu wiem, że nigdy nie wypomnę Nel, że musiałam dla niej z czegoś zrezygnować.

piątek, 13 listopada 2015

17., 18. tydzień - nóżki w górę!

Uff, pożegnałyśmy katar. Inhalator i Katarek schowane do pudła, mam nadzieję, że na długo. Nela zrobiła się spokojniejsza, znów zasypia sama, ale z kolei poprzestawiało się jej z karmieniem. Mój Struś Pędziwiatr, który w ciągu dnia się najadał w 3-5 minut, nagle polubił zasypianie przy piersi. Nie powiem, ma to swoje zalety. 

Drzemki w ciągu dnia to nadal 30 min, max. 1 h. Dwa dni temu zasnęła na 2 h to ciągle sprawdzałam, czy jeszcze oddycha. W nocy bardzo się rzuca, rączki latają, głowa na boki, nóżki do góry, i to wszystko przez sen. Czasem muszę jej te rączki przytrzymać żeby zasnęła, bo jakieś takie niezależne są. Nadal budzi się w nocy po max. 5 h i potem już co 2 h karmienie. Zdecydowanie nieprędko zacznie przesypiać całe noce.

Postępy są jak zawsze spore, przede wszystkim ma naprawdę rozwinięte zdolności manualne, potrafi pięknie przytrzymać książeczkę jedną ręką a drugą ciągnąć za element, który ją interesuje, albo przekładać sobie swobodnie z rączki do rączki zabawkę i oglądać ze wszystkich stron. Odkryła swoje nóżki i ciągle je trzyma w górze, łapie za piżamkę lub śpiworek i przyciąga do siebie. Często je też rozhuśtuje i tak przewraca się na bok. Na brzuszek póki co się nie obraca, zresztą nadal nie lubi tak leżeć. Mimo to, gdy ją już położę, potrafi rączkami chwytać zabawki i przymierza się do pełzania. Póki co jest to za duży wysiłek dla niej, więc zaraz jest krzyk. 

Uśmiecha się dużo i potrafi sobie tak każdego zjednać. Tatę od progu wita uśmiechami, jest w niej zakochany niesamowicie. No i gryzie wszystko, a ślina płynie litrami. Muszę jej body zmieniać bo do połowy zaślinione. Testuję też chusteczki na szyję, trochę pomagają. Najchętniej gryzie moje ręce, jak siedzi u mnie na kolanach. Na spacerach nadal grzecznie śpi albo się rozgląda; gondola robi się już mała, niedługo przesiądziemy się na spacerówkę. 

No i minął nam już rok od pozytywnego testu :). Oj pozmieniało się nam życie od tego czasu, ale teraz już za nic bym jej nie oddała.
jesienny spacer