czwartek, 2 lipca 2015

38. tydzień - 15. dni do porodu

Córcia rośnie jak na drożdżach. We wtorek byłam na kontroli u mojej ginki, z myślą, ze to już właściwie może być ostatnia wizyta. Schemat znany aż do bólu - na recepcji kubeczek podpisany nazwiskiem z hasłem: wiesz co trzeba zrobić. Krótka wizyta w toalecie i do poczekalni. W poczekalni bywa naprawdę tłoczno, ale jakieś miejsce siedzące zawsze się znajdzie. Potem zazwyczaj 10-15 minut czekania i wezwanie do labu. Ważenie, ciśnienie, krew z palca na hemoglobinę i hop na KTG. Wcześniej trzeba było trochę poszukać, teraz już serduszko słychać od razu - i tak przez 15 minut leżę sobie na boczku i słucham, a Mała w tym czasie próbuje kopnąć w czujnik :). Po odpięciu od KTG zazwyczaj jeszcze chwilkę w poczekalni i wreszcie wizyta właściwa - USG albo samolot. Tym razem było USG z pomiarami i przepływami - córcia waży już 3200 g i ma 49 cm! Jak dla mnie całkiem spora, wolałabym, żeby nie miała więcej niż 3600 g w terminie bo jak ja ją urodzę? To i masaż krocza przy takim klocu nie pomoże...Ale poza tym nic się nie dzieje, żadnego rozwarcia nie ma, a twardnienia się tylko lekko na KTG zapisały. Upomniałam się też o GBS i HBS, wszystko mi pobrali więc na następnej wizycie będę miała komplet. Potem jeszcze tylko umawianie na kolejny termin i gotowa do domu. A kolejny termin dostałam na 9. lipca, czyli pierwszy termin jaki mi ginka podała. Tyle czasu się bałam że urodzę przed terminem a jednak termin się zbliża a ja nadal nie rodzę.

Robi się ze mnie słoń. Przez upały (w weekend ma być 37 stopni!) mam spuchnięte nogi, szczególnie stopy, i bardzo kiepsko sypiam bo mi gorąco i niewygodnie. Lewy bok nadal zablokowany przez Małą, no a ile można leżeć w jednej pozycji? Rano jestem zdrętwiała i potrzebuję trochę czasu, żeby to rozchodzić. Mój brzuch wygląda jak mapa drogowa, niebieskie żyły są wszędzie... Ale i tak lubię być w ciąży, wystarczy parę podskoków Małej i się cieszę. Za to poród nadal jest dla mnie trochę abstrakcją. Chyba wolałabym mieć jakiś termin, żeby się do niego psychicznie przygotowywać, a nie tak czekać aż się zacznie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz