piątek, 21 lipca 2017

I co dalej?

Photo by Mike Enerio on Unsplash
Było o Nel, teraz pora na mnie. Za mną dwa lata pełnej koncentracji na córce i domu. Jestem z niej dumna, jestem szczęśliwa, że mam swoją rodzinę. Ale jednocześnie bycie w domu mnie dołuje. Czuję się zawieszona i - jakby to określić - niepotrzebna? Lata studiów, lata ciężkiego, wykończającego doktoratu - to wszystko na nic? 

Od pół roku szukam pracy. Fakt, na początku nie szukałam zbyt intensywnie, bo na wiosnę często Mała chorowała, więc myślałam sobie, że latem będzie łatwiej. Wiadomo - początek pracy, niefajnie byłoby od razu brać jakieś chorobowe. Na początku założyłam sobie, że maksymalnie godzina dojazdu wchodzi w grę, tak abym była w stanie spędzać codziennie trochę czasu z rodziną. Teraz widzę, że to było myślenie życzeniowe. Moja branża przechodzi kryzys. Niedawno na weselu spotkałam swojego profesora-promotora. Nie było to wymarzone spotkanie, ale oczywiście pogadałam z nim trochę, dyplomacja nie zaszkodzi. I sam mi przyznał, ze zdaje sobie sprawę, jak źle jest. Że jeszcze 7-8 lat temu firmy same się do nich zgłaszały po absolwentów. W tej chwili jest na rynku dużo za dużo specjalistów. Byli koledzy z grupy szukają pracy po 2 lata, nawet ulubienica profesora, która miała mnóstwo publikacji i wyśmienite referencje, od prawie 3 lat tuła się za granicą, robiąc post-doca, tylko dlatego, że w Niemczech nie znalazła żadnej pracy. W całych Niemczech, bez dziecka, z maksymalną dyspozycyjnością i perfekcyjnym niemieckim!

Powoli zaczyna do mnie docierać to, co próbowałam zanegować: że mi się nie uda tutaj na miejscu, że muszę się poświęcić, znowu poświęcić! Dojeżdżać dwie, może trzy h w jedną stronę, żeby w ogóle dostać pracę w branży. Niestety, poza branżą mam bardzo małe szanse, bo jestem zwyczajnie przekwalifikowana. I owszem, na takie oferty pracy też aplikowałam. I nawet nie wiecie, jakie to upokarzające, dostać odmowę z czegoś takiego.

Ale jaki mam wybór? Zamknąć oczy i czekać na cud? Jeszcze pół roku, rok? Co ze mnie zostanie po kolejnym pół roku walenia głową w mur? 

Wysyłam aplikację. Tym razem daleko od domu. Może uśmiechnie się do mnie szczęście. W końcu całe życie musiałam zaczekać troszkę dłużej niż inni na dobre rzeczy. Na męża, na dziecko... Czy i tym razem coś dobrego czeka za rogiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz