piątek, 7 lipca 2017

Sceny z życia: inne mamy są jakieś inne

Odbieram dziecko ze żłobka. Nel w podskokach pędzi do wiaty, gdzie czeka nasz wózek, pierwszy przy wejściu. Wchodzę za nią i zapinając pasy, kątem oka dostrzegam w środku inną matkę, która próbuj wyciągnąć swoją przyczepkę rowerową, wiecie, taką dla dzieci. Jako, że miła jestem z natury, to uprzejmie zagaduję:
- Tłoczno tu coś dzisiaj!
- No tak, ale i tak dobrze, że wiata jest, nawet mała, w innych żłobkach tego w ogóle nie mają.
 - Nie jest taka mała, i tak większość dzieci jest przywożona autami, więc tak dużo miejsca na wózki nie trzeba.
Wycofuję wózek, matka wyciąga swoją przyczepkę. Dopiero teraz rzucam na nią okiem i już widzę, że trafiłam w czuły punkt. Kobieta zapowietrza się i:
- To straszna szkoda, dzieci przez takie wożenie autem tracą kontakt z naturą!
Nieśmiało próbuję tłumaczyć, że niektórzy rodzice śpieszą się do pracy i mają daleko. Nic z tego.
- Ja też się śpieszę do pracy, ale uważam, że jak się ma dzieci, to powinno się dla nich znaleźć czas!
Jasne, nic, że rano masz 40 minut stania w korku w dojeździe, wstawaj godzinę wcześniej i odstawiaj dziecko rowerem do żłobka, żeby miało kontakt z naturą. Ale nie kłócę się, już widzę, że nie mam szans. Matka naturystka taksuje mnie wzrokiem. Całe szczęście, że odbieram dziecko wózkiem, bo dopiero bym się nasłuchała. Tak skończyło się na wyniosłym "do widzenia". 

Co się dzieje z tymi matkami?

fot. Chris Barbalis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz