środa, 6 kwietnia 2016

38 - 40. tydzień - to już 9. miesięcy!

Tak jest, mój maluszek dziś kalendarzowo kończy 9. miesięcy. To tyle, co ciąża. Ale zleciało wyraźnie szybciej... Jaka jest Nela dziewięciomiesięczna? Wesoła. Rozgadana. Kudłata. Roześmiana. Chwali się swoimi dwoma ząbkami na prawo i lewo, zaczepia ludzi. Uwielbia inne dzieciaczki, uwielbia głaskać swoje zdjęcia w kalendarzu (nas też rozpoznaje na zdjęciach i się cieszy). Wygłupia się, żeby rozśmieszyć innych. Pluje, zaciąga się ze śmiechu, robi głośno Ba! Ciągle pełza, siada, pełza i siada, w siadzie wali rączkami w podłogę czy zabawki. Ustawia się do czworakowania, buja się, ale po dwóch kroczkach przerzuca się na pewniejsze pełzanie. Bo aktualnie jej największą pasja jest podciąganie się: na koszach do zabawek, na ławie, na uchwytach do szafek. Na pchaczu. Mamy pchacz z Vtecha z wyjmowanym panelem muzycznym i muszę powiedzieć, że Nela od dawna się nim uwielbia bawić, najpierw bawiła się samym panelem, a od kiedy siada to już całym pchaczem. 

Ale jednocześnie zrobiła się z mojej córci straszna przylepa. Na święta przy odwiedzinach u rodziny wisiała na mnie jak mały koala, na zaczepki reagowała płaczem. Swoją droga zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie nie potrafią uszanować tego, że dziecko potrzebuje się oswoić. Mówię, że potrzebuje chwili, a za pięć minut znowu: a pójdziesz już do mnie na ręce? A co się tak chowasz za mamę? Tekst, żeby złapać na ręce i zabrać do drugiego pokoju, bo jak nie będzie widzieć mamy to nie będzie płakać, już w ogóle rozwalił mnie na łopatki. Czemu te wszystkie ciotki mają takie parcie, żeby wziąć dziecko na ręce i w dodatku wymagają, żeby było zadowolone i najlepiej jeszcze powiedziało wierszyk. Niby same jakieś dzieci kiedyś wychowały, a kompletnie nie szanują potrzeb dziecka. Ja nigdy się u nikogo nie upierałam, żeby brać maluchy na ręce, już szczególnie takie, które się boją. Albo te próby wzbudzenia poczucia winy, nie wiem czy we mnie czy w Neli: co, już nie pamiętasz babci? Brzydka babcia? Chyba trzeba by odpowiedzieć, że tak, żeby dali spokój. No i potem nic dziwnego, że takie wyrywane na silę i wbrew sobie dziecko płacze. A jakoś jak przychodzą znajomi i spokojnie siedzą, to Nela po chwili sama ich zaczepia. No ale może kiedyś myślenie o uczuciach dziecka to była fanaberia i niektórym tak po dziś dzień zostało. Wychodzę na jędzę i egoistkę, ze nie zmuszam dziecka, żeby spełniało oczekiwania innych. Ale niespecjalnie mnie to dotyka. 

Noce nadal są złe lub bardzo złe, teraz idą kolejne zęby, więc nieprędko będzie lepiej. Ale większość nocy Nela przesypia u siebie w pokoju, dopiero jak bardzo marudzi to zabieram ją do nas. Wydaje mi się, że lubi swój pokój, lubi się tam bawić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz