poniedziałek, 7 listopada 2016

Pierwszy dzień w żłobku

Tak jest, dawno nie pisałam, a tu Nel skończyła 16 miesięcy i oto nadszedł jej pierwszy dzień w żłobku. Nie muszę chyba mówić, że czułam się jak przed pierwszym dniem w szkole? Umówiłam się z wychowawczynią na 9. Zapakowałam małą w kombinezon, jako że temperatury oscylowały wokół zera, i ruszyłyśmy w drogę. 

Teraz kilka słów odnośnie naszego żłobka - jest budowany jakieś 10 minut drogi od nas i mieliśmy szczęście, że w porę się o tym dowiedzieliśmy od znajomego, którego dziecko chodzi do innego żłobka prowadzonego przez tą samą fundację.Zapotrzebowanie na miejsca jest tak duże, że w ogóle się nie ogłosili nigdzie, wystarczyła im liczba aplikacji otrzymanych z polecenia. Co jest szczególnego w tym żłobku? Ano to, że fundacja przebudowuje stare gospodarstwo rolne (zabytek) na Kitę, a więc i tym duchu ma być prowadzony. Piszę o remoncie w czasie teraźniejszym, bo mimo że od września pierwsze dzieci zostały przyjęte, jest tam jeszcze wiele do zrobienia. Na podwórku stoją koparki, plac zabaw jest w zarysie, no i górne piętro, w którym docelowo będzie przedszkole, jest nadal wykańczane. 

Tyle tytułem wstępu, żebyście mogli sobie wyobrazić, jak to wygląda. Wychowawczyni już na nas czekała, oprowadziła nas po budynku, po czym udałyśmy się do przybudówki, gdzie tymczasowo urzędują żłobkowicze. Jest to jedno, duże pomieszczenie z kuchnią i niskim stołem. Dzieciaczki właśnie zabierały się do śniadania. Wychowawczyni zaproponowała, żebym sobie usiadła na kanapie i puściła Nel luzem. Z podziwem obserwowałam, jak grupa maluchów od 1 do  2 lat siada w krzesełkach, pije ze szklanych ! szklaneczek i wcina kanapki i owoce na śniadanie. Prawie wszystkie wyglądały na nieźle zadomowione, tylko jeden chłopiec stał często pod drzwiami i płakał - podobno zdarza się po weekendzie, a on co prawda już jakiś czas jest pod opieką, ale często chorował i chyba jeszcze się nie odnajduje. 

Nel chodziła dookoła i obserwowała, wcale nie trzymając się blisko mnie. Zafascynowały ją zabawki, w większości drewniane i naprawdę ładne. Wychowawczyni ją trochę zaczepiała, zagadywała, Nel była ostrożna ale zainteresowana. Potem dzieci piekły ciasto! Byłam w szoku, kiedy dwie inne wychowawczynie powykładały składniki na mały stoliczek, oczyma wyobraźni widziałam latającą wszędzie mąkę i jajka. Ale nic takiego się nie stało, dzieci w skupieniu się przyglądały, niektóre się bawiły same. 

Po godzinie zaczęłyśmy się zbierać, wychowawczyni bardzo zadowolona z pierwszego dnia, ja też, bo myślałam, że Nel będzie się bać i raczej na mnie wisieć, a tu proszę - ładnie się bawiła, nawet z innymi dziećmi coś próbowała. Także pierwsze wrażenia mamy naprawdę dobre. Przy wyjściu wychowawczyni opowiadała, że robią też wycieczki, byli już na lotnisku, w zoo... Naprawdę się fajnie to zapowiada. I bonus: mają "żłobkowego" psa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz