czwartek, 12 marca 2015

22. tydzień

Brzuch rośnie jak szalony, zupełnie jakby przez parę tygodni się zbierał w sobie, a teraz nagle wystrzelił. Pewnie spora zasługa w tym mojej córci i jej coraz silniejszych kopniaków - czasem nawet tatuś się na nie załapie. Póki co smaruję, wklepuję i mam nadzieję, że nie zakończy się to siateczką rozstępów. 

Łapię się na tym, że idąc kołyszę się jak pingwin. Bawi mnie to. Coraz cieplejsze dni motywują do spacerów, a nawet rozważam wyciągnięcie roweru. Chciałabym mieć jako taką kondycję, a sam basen raz w tygodniu nie wystarcza. 

Coraz więcej myślę o tym, jak chciałabym wychować moje dziecko. Staram się czytać na ten temat, nie tylko poradniki, ale też różne badania. Ostatnio przeczytałam bardzo ciekawy artykuł w tygodniku Der Spiegel na temat koncentracji i motywacji do pracy. Jako jeden z przykładów podali przedszkole, w którym grupa dzieci była  motywowana do podejmowania różnych zadań i nagradzana za wysiłek, a druga się w tym czasie po prostu bawiła. Przez lata porównywano wyniki obu grup, nie tylko szkolne, ale też ogólne radzenie sobie w życiu, i dzieci nauczone rozwiązywania problemów radziły sobie wyraźnie lepiej. Na czym to polega? W dorosłym życiu tak naprawdę liczy się codzienna, sumienna praca, a nie sam talent. Dzieci, które są chwalone za bycie zdolnymi mają tendencję do wkładania mniej wysiłku w pracę, bo i tak sobie bez problemu radzą. Wiem, bo sama takim dzieckiem byłam ;). Tzw.zdolne, ale leniwe. Natomiast dzieci, które są chwalone za umiejętność radzenia sobie z problemami, oraz nauczone systematycznej pracy, dużo lepiej radzą sobie w trudnych sytuacjach. Do dziś żałuję, że tak mało ode mnie wymagano. Pewnie, że sobie radziłam, ale brak nawyku systematycznej pracy i odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę wielokrotnie mi skomplikowały życie. Dlatego chciałabym nauczyć moje dziecko więcej samodyscypliny, aby miało łatwiej w życiu.

Wreszcie dostałam termin egzaminu, niestety dopiero na maj. To całe czekanie najpierw na poprawki, potem na zaakceptowanie finalnej wersji, wreszcie na egzamin - w sumie 5 miesięcy na poprawki i prawie 4 na egzamin - mnie mocno zdemotywowało, ale teraz jest czas, żeby się zebrać w sobie i pokonać tą ostatnią przeszkodę. Mogłabym niejeden wpis poświęcić na opis "wsparcia" ze strony moich opiekunów, ale nie czas na rozpamiętywanie przeszłości. Gdybym wiedziała, jak to się potoczy, nie zdecydowałabym się na te studia, ale cóż - w tamtej sytuacji to był wygrany los na loterii. Najważniejsze, że już prawie kończę, a ten dyplom będzie dla mnie przepustką do wymarzonej pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz