czwartek, 2 kwietnia 2015

25. tydzień

Uff, przeprowadzka za nami! Nowe mieszkanie nadal zawalone pudłami, ale kuchnia i łazienka w pełni gotowe do użycia. Kocham swoją nową kuchnię, wreszcie mam miejsce na wszystko!
Z opuszczeniem starego mieszkania nie było tak łatwo - właścicielka mieszkania, smutny buldog po sześćdziesiątce, niby taka milutka była, póki wynajmowaliśmy, a teraz po odbiór mieszkania przyszła z przypakowanym synusiem i baardzo szukała, z czego by tu coś urwać z kaucji. Najbardziej rozbawiła mnie, gdy zapytała, co takiego zrobiłam z kranem w łazience, ze tak ciężko chodzi. Jasne, że stałam i waliłam w niego młotkiem! Przecież to sama radość, demolować mieszkanie! 

A na poważnie to pozostał mi po tym spory niesmak. Mam nadzieję, że kaucja mimo wszystko wróci szybko, niby większość miała przyjść jeszcze w tym tygodniu, póki co na koncie jej nie widać. Nauczona tym przykrym doświadczeniem, sfotografowałam w nowym mieszkaniu wszystko, co można podciągnąć pod uszkodzenia - zacieki na szafkach, wyszczerbienia w kafelkach, plamy na ścianach, zacieki na armaturze... Ok, nie przeszkadza mi to teraz, ale na pewno nie zamierzam za to płacić przy wyprowadzce, a właściciele lubią zapominać, co było w mieszkaniu nie tak. Polecam wszystkim wynajmującym w Niemczech taką fotograficzną dokumentację, bo po co później się spierać i tracić kasę.

Moje maleństwo rośnie, a w każdym razie mój brzuch rośnie niesamowicie szybko. Plecy bolą pod koniec dnia, a rozłożenie się na łóżku to najprzyjemniejszy moment. Odwiedziłam dzisiaj naszą nową panią ginekolog, wydaje się sympatyczna, póki co zbadała mi szyjkę, a za dwa tygodnie mam przyjść na większe USG. Liczyłam na podgląd Małej, ale cóż, nie to jest teraz najważniejsze. Oczywiście zapytała, czy biorę witaminy, i oburzyła się, ze poprzedni gin mi nie tego nie zalecał. Trochę się poczułam jak zła matka, że nie brałam tych preparatów. Z drugiej strony za czasów mojej mamy nawet kwasu foliowego nikt nie brał i jednak większość dzieci rodziła się zupełnie zdrowa! Już sama nie wiem... po drodze kupiłam sobie buraczki, żeby to moje nieszczęsne żelazo uzupełniać, no i suszone morele. Zdrowie Małej najważniejsze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz