piątek, 23 października 2015

15. tydzień - chrzciny i pierwszy śnieg

Z opóźnieniem, ale jednak ruszyliśmy na chrzciny. Do Polski jechało się dobrze, Nel spała ciągiem 4 h, potem ją przebrałam, nakarmiłam, wpięłam do fotelika, co okazało się wspaniałym momentem na wielką kupę. A więc wypięłam, przebrałam, wpięłam znów i ruszyliśmy dalej. Za oknem śnieg i to niemało, ale Nel nie wydawała się być tym faktem poruszona. Po zjechaniu na drogi lokalne było już gorzej, za wolno auto jechało, czasami stawało itd. więc już zaczęła marudzić. Ale jakoś dojechaliśmy do babci. Babcia ucieszona, ale na ogrzewaniu zawsze oszczędza i tym razem też było zimno. Jak szliśmy spać to poprosiłam żeby podkręcić ogrzewanie bo Mała miała zimne rączki i karczek (w śpiworku!) to łaskawie podniosła o 1 stopień. No i w nocy atak histerii, Nel dostała kataru i nie umiała sobie z tym poradzić. Super, dzięki babciu za ciepłe przyjęcie. Więcej tam w zimie nie pojadę.

Na szczęście na drugi dzień pojechaliśmy do moich rodziców i tam już było ciepło, w dodatku czekał zamówiony inhalator, który okazał się wybawieniem. Później dokupiliśmy jeszcze Katarek i noce stały się znośniejsze. Nel poznała obie prababcie i sporo cioć. Na chrzciny była bardzo grzeczna, zamarudziła tylko przy pierwszym błogosławieństwie księdza a potem już była spokojna. Zasnęła tuż przed końcem mszy więc na zdjęciach z kościoła śpi. Potem była impreza z tańcami i pysznym tortem.

torcik
Wszyscy chcieli ją potrzymać więc wędrowała z rąk do rąk, na szczęście znosiła to dzielnie.

Pojechaliśmy do domu po ósmej bo miała już dosyć wrażeń. W domu usypiałam ją chyba do 23, jednak niedobrze jest zaburzyć rytm dziecku. Ale poza tym starałam się trzymać mniej więcej rozkładu dnia. Dziadkowie zakochani w Nel, cały salon obłożyli jej zdjęciami. No i złożyliśmy wniosek o dowód osobisty dla niej, ma takie śmieszne zdjęcie :).

Postępy jak zawsze są spore, a największym jest zdecydowanie to, że zaczęła podnosić głowę jak do siadania. Kuli ramiona i głowę i dźwiga na ile może. Szczególnie przy odkładaniu do łóżeczka się tak broni. Bawi się paluszkami, pakuje zabawki do buzi. I śmieje się do wszystkich. Takie pozytywne dziecko mi się trafiło. Co ja się komplementów nasłuchałam, aż puchłam z dumy. Oczywiście w domu i sam na sam to i różki potrafi pokazać, ale muszę przyznać ze jest bardzo kochanym dzieckiem. Aż strach pomyśleć jakie mi się drugie trafi dla równowagi ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz